
Skrzyczne przez Malinowską Skałę
W poszukiwaniu zimowego krajobrazu postanowiliśmy się udać do niedalekiego Szczyrku. Zaplanowaliśmy niewymagającą trasę, na kilka godzin. Tak, by wyjść o ludzkiej porze (czytaj: nie wcześniej niż ósma rano 🙂 ) i wrócić przed zmrokiem. Trasa nie jest wymagająca, a widoki niczego sobie 🙂
Na Skrzyczne można dotrzeć różnymi szlakami, z kilku miejsc w Szczyrku. My wybieramy opcję nieco dłuższą, ale najbardziej malowniczą – z Przełęczy Salmopolskiej przez Malinowską Skałę.
Start: Przełęcz Salmopolska
Wycieczkę rozpoczynamy w Szczyrku, z Przełęczy Salmopolskiej (934 m n.p.m.). Autko pozostawiamy na parkingu zaraz przy granicy z Wisłą i obok Zajazdu na Białym Krzyżu wkraczamy na szlak czerwony. Tutaj uważamy na małych saneczkarzy 🙂
Po około 40 minutach spokojnego marszu docieramy na Malinów (1114 m), idąc dalej po jakichś 15 minutach dochodzimy do Przełęczy pod Malinowem. Tutaj do szlaku czerwonego dołącza niebieski. Po około 20 minutach docieramy na rozwidlenie Nad Przełęczą Malinowską i tam odbijamy lekko w lewo.
Malinowska Skała
Trzymając się czerwonego szlaku docieramy po chwili do Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m.) i robimy krótki odpoczynek. To miejscówka idealna na efektowne fotki i chwilę przerwy. Arya oczywiście pozuje do zdjęć innym turystom. Z oszronionymi wąsami i futerkiem wygląda jak prawdziwy pies północy 🙂
Z Malinowskiej Skały mamy jeszcze jakieś 4 km do szczytu. Schodzimy kawałek w dół, mając na uwadze fakt, że za chwilę będziemy musieli z powrotem się tu wdrapywać. Cóż. Dalej idziemy prosto i po drodze mijamy dwa wyciągi narciarskie: Małe Skrzyczne i Zbójnicką Kopę. Tutaj nasz szlak łączy się z niebieską trasą narciarską dlatego trzeba zachować szczególną ostrożność. Jeszcze chwilka i będziemy zaraz na szczycie.
Skrzyczne
Docieramy powoli na miejsce. Lodowaty wiatr przegania nas szybko do schroniska, gdzie odbijamy lekko w prawo. Tam niestety chwilę czekamy, żeby móc wcisnąć się do środka. Nie ma jednak problemu, żeby wejść z psem. Problem jest w tym, żeby w ogóle wejść 🙂
W końcu się wciskamy i koczujemy przy ścianie przedsionka, czekając na skrawek wolnej ławki. Specjalnie ciepło to tu nie ma, ale nie ma szans, że wciśniemy się do właściwej części schroniska. Za dużo ludzi. Szybciutko wypijamy herbatę, pałaszujemy kanapki i zamarznięte batoniki, witamy się z innymi psimi turystami i decydujemy się ewakuować z tego przeludnionego przybytku.
Wracamy lekkim truchcikiem na szlak by się nieco rozgrzać, pozwalamy sobie na chwilę zabawy w śniegu i sprawnym krokiem wracamy skąd przyszliśmy.